wtorek, 23 lipca 2013

Zrozumiałam - by żyć musisz chwytać dzień

(c) tumbrl

Wyzwania trzeba sobie stawiać, szczególnie takie, dzięki którym doskonalimy siebie. Moje wyzwanie na ten miesiąc to doskonalenie sztuki cukierniczej. Na pierwszy ogień poszły bezy, których nigdy wcześniej nie robiłam. Efekt mnie zaskoczył! Wyszły, smaczne, słodkie i szybko zniknęły.
Może nie wyglądały jak bezy ze sklepu, bo wyszły mi bardziej owalne, ale zadanie zaliczone.

Drugim nieco niespodziewanym było upieczenie krakersów, znalazłam przepis i postanowiłam spróbować. Wyszły, prawdziwe, słone, mocno serowe krakersy - teraz już wiem że te ze sklepu się nie umywają do własnych.

Kolejne wyzwanie? Ptysie! Trzymajcie kciuki!

Mam co robić i spędzam czas tak jak lubię! I rodzinka zadowolona, bo mają co jeść. W tym tygodniu raczyłam ich jeszcze piernikiem z masą grysikową (na wyraźne życzenie mojej mamy, że zjadła by piernik) i szarlotką (bo tata przyniósł jabłka od koleżanki).

Postanowiłam też poważnie popracować nad figurą. Wróciłam do skakanki- nareszcie jest na to pogoda. Do tego dorzuciłam pół godziny z Ewą Chodakowską. I jak tylko zaczynam ćwiczyć to cały stres ze mnie ucieka i te endorfinki. Czuję, że żyję i mam tyle energii! Okna na tym skorzystały, bo zostały wypucowane :)

Dzięki temu że mam zajęcie (nie licząc innych zadań, jak to na wsi zawsze się coś znajdzie do zrobienia) nie myślę o złych rzeczach. Bo wszystko powoli wraca do normy, Justyna była, pogadałyśmy, z M też się sprawa nieco wyjaśniła. Zbyt emocjonalnie podchodzę do pewnych spraw.

Whatever - jest lato! Trzeba z niego korzystać, cieszyć się, skakać, ćwiczyć, dbać o siebie. Lipiec i sierpień ma być tylko dla mnie i będę egoistką, należy mi się, a co! :) 

 

sobota, 20 lipca 2013

Jestem radioaktywna



Tak trudno jest pomyśleć o skutkach swoich czynów? Prościej jest ranić?

Nóż powoli wbijający się w serce, urwany oddech, mętlik w głowie.

Dlaczego? Nie, nie dociera do mnie Twoje "chciałem się sprawdzić".

Tłumaczenie, zapewnienia, przeprosiny.

Dlaczego bliskie osoby ostatnio mnie tak ranią? Czy naprawdę jestem tak zła? Należy mi się? Zasłużyłam?

Czuję się źle i psychicznie i fizycznie. I znów zostaję sama z tym wszystkim. Muszę sobie poradzić. 

Poradzę sobie jak zawsze, sama.

Nie, kochanie, nie jest w porządku. Jestem zmęczona, mam dość.

czwartek, 18 lipca 2013

Człowiek nigdy nie pozbędzie się tego, o czym milczy.


(c) tumbrl

Brakuje mi wzajemności w relacjach z ludźmi. Wkładam w znajomości całą siebie, jestem dla innych, pomagam gdy tylko mogę, potrafię zmienić plany, jeśli ktoś mnie potrzebuje. Słucham, bo naprawdę uwielbiam ludzkie historie, doceniam to, że ktoś się przede mną otwiera. Ale często role się nie odwracają, ludzie zapominają o tym że druga osoba też może mieć problemy, że powinno się z czystej troski zainteresować co słychać. Bo zbyt często słucham i rozwiązuje problemy innych, kryjąc swoje własne. Boję się powierzchownego potraktowania, zlekceważenia dla mnie trudnego problemu, który dla kogoś jawi się jako trywialny. Zdarza się, że czuję się wykorzystywana, czasami nie potrafię odmówić, bo po ludzku jest mi później głupio, że komuś nie pomogłam. Czuję się źle odmawiając komuś kiedy prosi o przysługę, powoli się uczę, że to przecież nie moja wina, że mam inne plany, czy zwyczajnie nie mam czasu i ochoty. Dlaczego boję się odmówić? Odpowiedź prosta jak drut : odrzucenie. Zostało mi tak niewiele ludzi wokół, że potrafię znieść wiele, by zachować tych kilka relacji.

Powinnam wymagać od innych tego czego oni wymagają ode mnie, jasno postawić granice. Pomagam, poświęcam czas, ale oczekuje że kiedy będę Cię potrzebować zrobisz dla mnie to samo. Proste zdanie, a tak trudno go wypowiedzieć. Zauważyłam, że coraz większej liczbie osób trudno postawić się na miejscu innej osoby, wczuć się w jej emocje.

Chciałabym zdobyć się na całkowitą szczerość wobec tych osób, z którymi coś mnie  łączy. Mieć pewność, że gdy wygarnę im to co mi leży na sercu, zrozumieją i nie odejdą. Tak bardzo bym chciała opowiedzieć im te bolesne historię, które gdzieś głęboko we mnie tkwią, ale nie potrafię się na to zdobyć, właśnie przez ten brak pewności, że zrozumieją i nie wykorzystają tego, nie wypomną kiedyś. Usłyszeć : jestem z Tobą cokolwiek by się stało, zawsze możesz na mnie liczyć.

Trudno przychodzi mi zwierzanie się i mówienie o własnym problemach - taki zamknięty ze mnie człowiek, ale dobry i wierny.

Mam nadzieje że uda mi się obdarować kluczem do wewnętrznych drzwi tych kilka osób, jedna już ma go w garści, wystarczy przekręcić.

środa, 10 lipca 2013

Teraz sobie pomarudzę..


(c) tumbrl

Jestem rozczarowana, smutna, wkurzona, wykorzystana, dlatego będzie się żalić.
To miał być wyjazd we dwie, wakacyjna przygoda, która szczerze dla mnie okazała się dosyć średnio udana. Po pierwsze na dworcu w Krakowie okazało się, że jedzie z nami 'kolega' Justin. Chociaż kolega to mało powiedziane, bo od początku zachowywali się jak para (zaznaczę, że Justin jest wciąż w związku z innym facetem). Ale okej, myślę sobie będzie w porządku, choć chłopak 2 lata młodszy to wydaje się być fajny, do tego zabawny. Pierwszy zgrzyt był już w autobusie (jechaliśmy późniejszym; planowo miała być 10:30, ale mimo biletów zabrakło dla nas miejsca w autobusie, więc dopiero o 13 wyruszyliśmy) kiedy to bez przerwy się całowali, dotykali i wcale nie robili sobie nic z tego że jestem obok i niekoniecznie chce oglądać ich języki. Ale zajęłam się fotografowaniem i jakoś zniosłam tą podróż.

We Wrocławiu poczułam się jak w Krakowie! To miasto ma swój urok, jest urocze i naprawdę piękne, zadbane, aż chce się chodzić i zwiedzać. Po krótkim spacerze znaleźliśmy nocleg w hostelu, rozpakowaliśmy się, na zakupy i na rynek. I wszędzie te krasnale - no cudeńka! Uwielbiam takie klimaty i te zabytkowe kamieniczki, zdecydowanie mój styl, to samo gotyckie Kościoły, piękne witraże i organy. Wszystko było w porządku do wieczora, gdy wróciliśmy. Naprawdę wiele jestem w stanie znieść, my z M też się miziamy, ale bez przesady. Otóż w nocy, pomimo mojej obecności, kolega Dawid dobierał się do Justin. Poczuła się po prostu totalnie niepotrzebna, jakbym im przeszkadzała - mogli sobie wziąć dwójkę, a ja jedynkę - ale nie wzięli trójkę. Do tego jego ciągle aluzję, że ją 'przeleci', nie wspomnę o języku na szyi, na brzuchu i wszędzie gdzie się dało - i to na moich oczach. Do tego dziewczyna zna go góra miesiąc. Powiecie że mogłam im zwrócić uwagę - i robiłam to! Ale jak grochem o ścianę, kończyło się na tym, że wychodziłam z pokoju bo nie miałam ochoty na to patrzeć, przecież to intymne chwile, nie na pokaz.

Wczoraj mieliśmy zwiedzać od rana, bo autobus do Poznania był o 14.50 a tu co? Najpierw Dawid śpi do 9, a później oni grają w piłkarzyki do 11.  Szczerze odechciało mi się tego wyjazdu i poważnie myślałam nad powrotem do domu - miałam po dziurki w nosie tej dwójki. I jak z nieba spadła mi propozycja M - która pracuje niedaleko w Środzie Śląskiej, stwierdził żebym się zwijała od zakochańców i wpadła do niego na budowę. A raz się żyje, szczególnie że nie widzieliśmy się prawie 1,5 tygodnia. Co mnie najbardziej zabolało Justin nie protestowała, nie próbowała mnie zatrzymać, przypomnieć że to miał być nasz wyjazd, że mamy przecież wspólne wakacje - miałam wrażenie i myślę że słuszne, że na rękę był jej mój wyjazd, bo w końcu może pobyć sam na sam. Zabolało jak cholera.

Rozdzieliliśmy się na dworcu we Wrocławiu, oni kierunek : Poznań, ja kierunek : środa śląska. M odebrał mnie z dworca, zawiózł na budowę, pokazał co robią, przedstawił szefowi, zrobił zakupy, załatwił mi nocleg i zapewnił żebym o nic się nie martwiła. I jak go nie kochać? Dzięki temu spędzaliśmy popołudnie i noc wspólnie, a rano razem z chłopakami na budowę - miło jest popatrzeć jak faceci pracują, później dworzec, kierunek Wrocław. Nie mogłam spędzić u niego dwóch dni, bo warunki były średni - wyobrażacie sobie przyjeżdża dziewczyna a tu 27 facetów - byłam w centrum zainteresowania i niekoniecznie było to przyjemne, bo nie jeden rzucił chamskim tekstem. Ale miałam M, jego brata i szefa za sobą, więc włos mi z głowy nie spadł, a właścicielka zgodziła się mnie bezpiecznie przenocować, w sumie M był ze mną, więc nic mi nie groziło. Po przyjeździe na dworzec jeszcze spacer po rynku, ostatnie chwile z Wrocławiem i kierunek Kraków.

Justinek spędza miło czas z Dawidem, mogą się cieszyć prywatnością. Ale ja się pytam nie mogła jechać z nim? Stwierdzam że byłam tylko alibi dla jej mamy - która nie ma pojęcia że pojechał z nami facet. W sumie ja też nie wiedziałam o tym, bo dowiedziałam się na dworcu. Do tego boli mnie jej nieuczciwe zachowanie wobec jej faceta - wciąż jest w związku, który próbowaliśmy ratować w jej urodziny, nie po to sobie język strzępiłam i próbowałam ich oboje nakłonić do rozmowy na temat ich uczucia, żeby teraz patrzeć jak zdradza Grześka z pierwszym lepszym. Jasne, Grzesiek zachowuje się jak palant ostatnio, ale dlaczego z nim nie zerwała do tej pory, tylko pcha się w nowy związek? Związek który dla mnie jest czystą chemią i którym nastawiony jest na zaspokajanie potrzeb. Może się boi że Dawid ją wykorzysta i rzuci, a wtedy będzie mogła spokojnie wrócić do Grześka?

Nie wiem. Rozczarowała mnie kompletnie, zawiodła. Tak się nie zachowuje przyjaciółka.
I wierzcie mi nie mogłam dalej z nimi jechać, nie zniosłabym więcej ich miziania i dobierania się, bo pewnie by się przespali ze sobą, myśląc że ja śpię.. Teraz przynajmniej mogą to zrobić bez świadków.

Ale są i plusy - zwiedziłam Wrocław, zobaczyłam się z M, trochę się opaliłam, poznałam nową okolicę - zapewne jeszcze wrócę do tego pięknego miasta, bo wszystkiego nie udało się zobaczyć i odwiedzić.

Minusy są oczywiste - zmarnowane plany zwiedzania Poznania i Łodzi, zawód na najlepszej przyjaciółce, przesyt czułościami i niechęć do Dawida.

niedziela, 7 lipca 2013

A true friend is the only person who never gets tired of listening to your own pointless drama over and over again.


 (c) tumbrl

Wieczorne spacery, długie rozmowy, niezapomniany smak 'kradzionych' wiśni, wspólne wygłupianie się, masa zdjęć i kilka filmików. Niewymuszone przebywanie z drugą osobą, która zna cię od tylu lat, a ty znasz ją odkąd pamiętasz. Wspólne piwo, winko. Jak bumerang wróciły dawne czasy, dobre czasy. Jest blisko, dzieli nas tylko kilometr. I spotykamy się co drugi dzień, odkrywamy uroki naszej wsi i okolicy, korzystamy z pogody, prowadzimy niekończony się rozmowy o wszystkim. Czuję się dziwnie gdy nie towarzyszy mi ten zaraźliwy śmiech, przywykłam, wsiąkłam. To będzie nasze lato!

Jutro jedziemy! Spontaniczna decyzja, cel : Wrocław, Łódź, Poznań - a co w międzyczasie wyjdzie to się zobaczy. Ruszamy na podbój, bez facetów, nastawione na zwiedzanie i chwile spędzone tylko we dwie. W końcu mamy czas dla siebie, nie dzieli nas 100 km, możemy szaleć!

To ktoś więcej niż przyjaciółka, to siostra, której nigdy nie miałam.


 
Slodki prezent na wczorajsze urodziny - teraz obie mamy 21 lat :)
Miały wyjść ufoludki, ale nie mogłam dostać zielonego barwnika, więc wyszła wariacja na temat
ufoludków.