niedziela, 26 maja 2013

"Ma­ma to miękkie ręce. Ma­ma to me­lodyj­ny głos, to chucha­nie na uderzo­ne miej­sce. Ma­ma to sa­mo dob­ro"


(c) tumbrl

Mama. To jej wszystko zawdzięczam, ona mnie urodziła, wychowała, uczyła jak być dobrym człowiekiem, daje mi przykład każdego dnia. Może nie jest idealna, ale bardzo ją kocham i nie wyobrażam sobie chwili, gdy jej zabraknie. To ona zaraziła mnie czytaniem, tłumacząc że w ciąży uwielbiała czytać i mogła by to robić bez końca, dzięki niej nauczyłam się piec. Oj chciałabym też kiedyś gotować tak jak mama, bo jest po prostu rewelacyjna w tym! To po niej jestem taka uparta i potrafię postawić na swoim. Nauczyła mnie, żeby się nie poddawać i walczyć do końca, być silną pomimo przeciwności, radzić sobie - choć początkowo trzymała mnie pod kloszem, bojąc się że świat skrzywdzi jej jedyną córeczkę. Choć czasami toczę z nią wojny o strój ( bo ja chodzę w tym w czym jest mi wygodnie i ubrania noszę do zdarcia, a moja mama wolałaby żebym wyglądała zawsze dziewczęco i ślicznie - chyba zostało jej to z młodszych lat kiedy mnie stroiła w sukienki) czy o wyjścia z domu (oj trudno było wynegocjować imprezę czy wyjazd do chłopaka), często mamy inne zdanie na ten sam temat, ale staramy się osiągać kompromisy. Uwielbiam nasze rozmowy w kuchni, rozwiązywanie krzyżówek czy wieczorne pogaduszki przed snem. Ale nie nazwałabym mojej mamy przyjaciółką, aż tak blisko nie jesteśmy, nie mówię jej o pewnych sprawach, bo wiem jak by zareagowała, a jest bardzo nerwowa i potrafi być tyranem. Dlatego lepiej że o pewnych sprawach nie wie. Czasami jest zazdrosna, co dla mnie jest niepojęte, czasami za bardzo się o mnie martwi, a przecież jestem już dużą dziewczynką i poradzę sobie. Zdarza jej się, że wciąż chce mnie trzymać blisko, pod kloszem, ale nie daję się.

Kocham moją mamę i zawsze będę ją kochać.

Mój prezent dla niej? Tort pomarańczowy i bukiet polnych kwiatów.
Tort z przepisu  http://www.makecookingeasier.pl/na-slodko/ulubiony-deser-mojej-mamy-w-dniu-jej-swieta-tort-pomaranczowy/ Wyszedł mi nieco inaczej, bo zamotałam się z pomarańczami, ale smakowity jest, bardzo słodki. Jak widać smakuje, bo go ubywa :D Nie wytrzymał do dzisiaj w nienaruszonym stanie ;)

wtorek, 21 maja 2013

Ile wielkich spraw w życiu człowieka zależy od maleńkich, niedostrzegalnych nieomal decyzji..

(c) google

Spontaniczność. Dzięki niej nieformalnie stałam się właścicielka samochodu, nieformalnie, bo właścicielką jest moja mama, ale jest on dla mnie. Decyzja zapadła w przeciągu dnia, spontanicznie! Łańcuszek zdarzeń : tata spotkał mojego nauczyciela, który sprzedawał samochód syna w sobotę, w niedziele pojechaliśmy obejrzeć Nissana, a w poniedziałek na papierze był już nasz. Teraz dumnie stoi w garażu, zaś na polu został Fiat Bravo ochrzczony przeze mnie paskudą.
Skąd taka decyzja? Otóż paskuda od jakiegoś czasu sprawiała problemy, najgorzej było z zapaleniem, bo nie raz trzeba było ją odpalać na popych - przez co bałam się nią jeździć gdziekolwiek sama, do tego dochodziły problemy z kierunkowskazami. Ale raczej myśleliśmy o jej naprawie, a nie o zakupie nowego samochodu! A tu proszę, trafiła się okazja i masz.
Kolejną spontaniczną rzeczy ostatnio było przywiezienie od mojej babci przez tatę trzech królików. Jak się o tym dowiedziałam byłam sceptyczna, no bo króliki? Ale o dziwo, od razu te czarno-białe małe słodziaki podbiły moje serce i teraz nawet dziele się z nimi moją ukochaną marchewką (co jest 'czymś', bo ja łatwo marchewki nie oddaje). Mogę się poczuć jak mama, bo i króliki i małe kociaki, które trzeba było nauczyć samodzielnie jeść, kilka dni temu odkryliśmy też małe indyki. Także rośnie nowe pokolenie.

Za to właśnie kocham swoją wieś, dzięki krowie mamy mleko, do tego trawa jest 'przystrzyżona', dzięki śwince nie marnuje się jedzenie, dzięki kotom nie ma myszy, a psy pilnują żeby nikt się nie panoszył, do tego warzywa z własnej uprawy nie da się porównać z tymi ze sklepu. Owszem jest sporo pracy przy tym, i sama wiem że w przyszłości nie będę chować ani krowy, ani świnek, ani indyków, a jedynie kury, ale jednak to jest takie swojskie. Do tego mam niedaleko las - więc i grzyby rosną i borówki, do tego niewielki sad : jabłka, śliwki, czereśnie, wiśnie i jedna grusza. I świeże powietrze, mniejszy ruch, do tego wszyscy się znają, gdy komuś dzieje się krzywda, sąsiedzi reagują. Gdy ktoś znalazł się w złej sytuacji finansowej, to w kościele jest zbiórka pieniędzy, bo wiadomo że ktoś tego nie przepije, ale potrzeba mu na życie. Sąsiedzi wzajemnie sobie pomagają : nie raz się pożyczało cukier czy sól, albo ktoś przychodził do pomocy przy żniwach czy przy sianie. Bo tutaj wszyscy są rodziną, dzieciaki wychowują się wspólnie, szkoła jest mała, Kościółek też niewielki. Taka mała wspólnota, moja. Tutaj zamierzam zostać, mieszkać, żyć. Tutaj się wychowałam i tutaj chce wychować moje dzieci, zapuścić korzenie.

wtorek, 14 maja 2013

Obok jesteś wciąż i nie ma Cię



 (c) themetapicture



Kilometry urywkowych słów, zdawkowe relacje i zapewnienia. Obok jesteś wciąż i nie ma Cię. Jestem zbyt zachłanna, chce się dzielić radościami i smutkami, chce żebyś wyczuwał moje nastroje, żeby wyczytał między wierszami, że jest źle, że potrzebuje się przytulić. Powinnam powiedzieć wprost, ale coś mnie powstrzymuje. Skąd we mnie ta blokada? Przecież nikt się nie domyśli, dopóki sama nie powiem. Może nie lubię być pocieszana, może wolę pocieszać innych.


 Do tego wiem, że wszystkie osoby które mogłyby przytulić są daleko, za daleko. Miłość na odległość, przyjaźń na odległość. Weekendy, które muszą mi wystarczyć, tygodnie, gdy nie widzę Jego i Jej. Tęsknota za czasami, gdy z Nią spotykałam się codziennie, za jej radosnym śmiechem, którym zarażała wszystkich wokoło, za pogaduszkami do nocy. Tęsknota za Nim, oczywista. Tęsknota za 'kocham Cię', które tak rzadko słyszę z ust rodziców, za przytuleniem, za zwyczajnym 'dziękuję, że jesteś'.

Tęsknie za najprostszymi słowami. Słowami z ust tych, których kocham najbardziej : rodziców, chłopaka, przyjaciółki. Paradoksalnie to ja robię pierwszy krok : pierwsza się odzywam, gdy chodzi o Nią, pierwsza mówię : kocham, gdy chodzi o Nich, sama się wtulam, gdy chodzi o Niego.

Oczekuje zbyt wiele? Czy wzajemność nie powinna być w tym przypadku oczywista?

PS. Ciągle jestem pełna wątpliwości. Analizuje, zastanawiam się, płaczę, złoszczę się, rozumiem, przeżywam. Emocje we mnie buzują.


czwartek, 9 maja 2013

Wspomnienia maturalne


 (c) tumbrl

Maj to miesiąc matur. Dobrze pamiętam ten stres sprzed dwóch lat, gdy sama zdawałam egzamin dojrzałości. Teraz z perspektywy studentki matura to w sumie nic takiego, ot zwykły egzamin, jakich na studiach wiele. W sumie co semestr na studiach piszę się taką maturę.

Dzisiaj pisząc angielski rozszerzony obserwowałam maturzystów i o dziwo nie widziałam większego stresu u nich, ba byli totalnie rozluźnieni. Jak oni tak potrafią? Ja przyznaje nieco się trzęsłam, szczególnie przed matematyką, bo nie czułam się pewnie. Ale reszta nawet poszła, gorzej z ustnymi, bo stres był niesamowity - i oczywiście na angielskim trafiło mi się słówko, które znałam, ale nie wiedziałam jak się wymawia czyli "quene", potrzebne przy opisie ludzie stojących w kolejce do kasy w sklepie. Polski ustny wspominam z mieszanymi uczuciami, bo choć temat naprawdę dla mnie był interesujący - motyw samotności w literaturze, to pytania egzaminacyjne mi nie podeszły, albo ich do końca nie zrozumiałam. Maturę zdałam z wynikami dobrymi, choć zawsze mogły być lepsze.

Widzę też po studiach, że wiele osób pisząc matury do końca nie wie jaki kierunek ma wybrać, albo po roku rezygnuje i się przenosi. Jest jeszcze jedna opcja - wylatuje ze studiów, najbardziej bolesna zresztą. Nikt młodemu człowiekowi nie doradza, a to ważna decyzja i skąd ma wiedzieć czy jest ona dobra? Bo są osoby, które od zawsze mają sprecyzowane gdzie chcą iść, jaki kierunek wybrać, uczelnię. Sama się zastanawiałam co wybrać, chciałam ratownictwo medyczne, psychologia była druga. Kierunek sam się wybrał, bo nie dostałam się na wydział Nauk o Zdrowiu. Trzeciej opcji nie miałam, bo tak naprawdę nie widziałam się na innych studiach. Wiem że miałam opcję jeszcze studiować ratownictwo w Nowym Targu (uczelnia mało znana, można było się spokojnie dostać), ale wybrałam bliższy Kraków.

Jestem zadowolona ze swojego kierunku, czasami jest ciężko, sama miałam liczne przygody. Na pewno też rozczarowałam się nieco samym Uniwersytetem Jagiellońskim, w wielu kwestiach jest sroższy niż inne uczelnie, nie daje kolejnych szans, bardzo długo czeka się na wyniki egzaminów i bywa że dobro studenta nie jest na pierwszym miejscu, nie idą na rękę. Z drugiej strony dyplom tej uczelni otwiera wiele drzwi, bo to w końcu prestiżowy Uniwersytet.  Nikt nie mówił że będzie lekko, na pewno studia to wielki skok w porównaniu z liceum, ale dobry krok ku zmianom, dorosłości, odpowiedzialności. Tutaj nikt nie pilnuje, nie stoi nad tobą - sam wszystko robisz. Sprawdzasz się na wielu polach i rozwijasz się.

Podsumowując (wyszła mi rozprawka, jedną już dzisiaj napisałam na maturze), że zacytuje za pewnym programem "matura to bzdura", choć to ważny egzamin i otwiera drzwi na studia, dlatego ważne jest by dobrze wybrać przedmioty do zdawania. Bo od nich zależy to na jaki kierunek się dostaniemy. 
Powodzenia maturzystom! Trzymam za Was kciuki mocno, trzymała też przez ostatni dwa dni :D

wtorek, 7 maja 2013

Jestem nasycona miłością, unoszę się nad ziemią.



Weekend majowy - totalne zaskoczenie. Nie dość że trzy dni spędzone z M, to jeszcze w piątek wpadła Justin, w sobotę był grill u kuzyna M, w niedziele grill u mnie. Pogoda w kratkę, dopiero w niedziele było ładnie. Teraz znów tęsknie, tym razem miesiąc (z nadziejami że jednak wróci za 2 tygodnie), ale te trzy dni były cudowne.
Totalne zaskoczenie w piątek, gdy przyjechał, zastając mnie w dresie, z tekstem 'wpadłem na śniadanie'. I powitanie, ajć tęskniłam za nim, za tym dotykiem, ustami. Wszystkim, dlatego tak bardzo pragnęłam tych dni spędzonych tylko z nim, by się nasycić, nacieszyć. Dostałam nową ksywkę 'przylepa', ale ja się sobie nie dziwie, jak się miałam nie przylepić jak go 2 tygodnie nie widziałam? ;)

Jestem nasycona miłością, unoszę się nad ziemią.
Weź mnie za rękę na koniec świata
Zamknij mi usta, gdy gadam głupoty
Zatrać się we mnie,
kochaj mnie, tańcz ze mną, milcz ze mną
pragnij mnie, tęsknij za mną, całuj mnie
przytulaj mnie, uśmiechaj się do mnie
bądź.


Zauważyłam u siebie zmianę. Już nie boję się zabierać głosu w dyskusjach na etyce, odzywać się na zajęciach, rozmawiać z ludźmi. Widać studiowanie psychologi potrafi leczyć z nieśmiałości. Więcej mówię, co dla mnie jest niesamowite, bo zwykle się zamykałam i wolałam nic nie mówić, niż się ośmieszyć. Brawo dla mnie - tak nie ma jak skromność.

Wczoraj w busie przysłuchiwałam się jak chłopczyk i mama zadają sobie zagadki. Mały miał może z 7 lat, a zaskoczyła mnie jego wiedza! I postawa jego mamy, która chwaliła go i nie bała się powiedzieć że czegoś nie wie, a gdy mały ją poprawiał (bo według mamy gąsienica pełza i nie ma nóg) słuchała uważnie. Umilałam sobie drogę słuchając ich i szczerząc się sama do siebie.

Rozleniwiłam się po tym długim wolnym, teraz czas wracać do rzeczywistości, bo teksty się same nie przeczytają, a paradygmaty z poznawczej same do głowy nie wejdą.  Tak w propo wiecie że psycholog nie udziela rad? On pomaga klientowi rozwiązać problem, ale nie mówi co ma robić.